Czarno-biała Polska
Kolejne, a tak właściwie, żeby zachować chronologię, to już czwarte wtajemniczenie w ramach „Tuchowskich Horyzontów Sztuki Filmowej”. Odbyło się ono 14 kwietnia 2015 r. Już wcześniej w szkolnych szatniach dało się słyszeć wymieniane przez uczniów tytuły filmów, które mogą się pojawić na spotkaniu. Jednak nie przywiązywałem do tego zbytniej wagi, bo wtedy nie byłoby elementu zaskoczenia, a bez tego nie ma niespodzianki.
Nadszedł upragniony (chyba przez wszystkich) dzień. Zasiadłem na miejscu pośród swoich znajomych, sala pękała w szwach, co było rzeczą oczywistą. Swoje myśli i uwagę skupiłem na prowadzącym i wprowadzeniu, od którego zaczęliśmy nasze kolejne wtajemniczenie. Okazało się, że był to film pt. „Ida” w reżyserii Pawła Pawlikowskiego. Wcześniejsze spekulacje i przewidywania potwierdziły się.
Aby dobrze odebrać i, co najważniejsze, zrozumieć, a także przeżyć ten film potrzeba było, abyśmy wgłębili się trochę w tematykę techniczną, związaną
z powstawaniem filmu. O filmie Pawlikowskiego często mówi się „opowiedziany kadrem” stąd to wprowadzenie, definicja, analiza kilku kadrów, ale tylko niewielu by nie zdradzać za dużo treści przed oglądnięciem, którą niesie ze sobą „Ida”. Film miał swoją premierę jesienią 2013 r., jest polsko-duńską produkcją, dramatem psychologicznym, który w tym roku otrzymał statuetkę Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny. Reżyser pragnął przedstawić Polskę lat sześćdziesiątych, ponieważ dla niego te lata, chociaż szare i jakby bez smaku, to jednak były obietnicą szczęścia, powiewem świeżości, który zapowiadał przyjście lepszego jutra.
W filmie możemy zaobserwować jakby dwie czasoprzestrzenie. Jedna z nich – zamknięta, jakby wyizolowana od tej drugiej – przestrzeń klasztorna. Druga – otwarta – miasta, wsie, pola, łąki, okolica i to wszystko, co otacza świat dookoła. Posunę się dalej i pokuszę się o podział na sferę sacrum i profanum, w których to stykają się ze sobą dwa różne światy, dwie różne osobowości i dwa różne charaktery i sposoby bycia.
Poznajemy historię Idy, w której rolę wcieliła się Agata Trzebuchowska oraz Wandy Gruz, granej przez Agatę Kuleszę. Anna, nowicjuszka katolickiego zakonu
z polecenia swojej matki przełożonej jedzie do swojej ciotki Wandy, aby poznać swoją przeszłość, a także umocnić swoje przekonanie, co do wyboru życia zakonnego przed złożeniem ślubów. Cała historia z każdą minutą odsłania przed nami kolejne zagadki, pozwala zatopić się całkowicie w zupełnie innym świecie. Dochodzi do spotkania.
Cały czas obserwujemy ich postawy i zachowania względem siebie. Wspólnie z nimi podróżujemy do miejsc, które w jakiś sposób wiążą się z ich przeszłością.
Na bohaterki możemy patrzyć w różnoraki sposób, a to wszystko zależy od tego, co chcemy w nich i poprzez nie zobaczyć. Możemy patrzeć poprzez naznaczenie pochodzeniem i przez pochodzenie, możemy zagłębiać się w przeszłość Wandy, ale możemy też również swoją uwagę zwrócić ku przyszłości Idy. Kluczy do interpretacji tego obrazu jest tyle, ile ludzi patrzy na film, bo każdy postrzega i odbiera go subiektywnie, a co za tym idzie, przeżywa go na swój sposób.
Chociaż film trwa zaledwie 80 minut, wydawać by się mogło, że to zdecydowanie za krótko, pokazuje nam jednak historię, która nie potrzebuje żadnych dopowiedzeń czy komentarzy. To film, w którym możemy „usłyszeć ciszę” i milczenie, a i tak przemawia do nas niepomiernie, choć nie mówi wprost.
Film ociera się także o kwestię adopcji żydowskich dzieci przez polskie rodziny głównie w czasie II Wojny Światowej. To dzięki tym adopcjom i przygarnięciom przez sierocińce udało się ocalić wiele istnień ludzkich. Tytułowa bohaterka też była Żydówką, nazywała się Anna vel Ida Lebenstein, dowiedziała się o tym od swojej ciotki. Żydówka w katolickim zakonie, co za paradoks.
Dotyka on również kwestii mordów żydowskich rodzin przez samych Polaków – tak właśnie zginęli rodzice Idy. W jednej ze scen razem z Idą i Wandą podążamy
w miejsce, gdzie zostały zakopane zwłoki, jesteśmy świadkami odkopania, a następnie złożenia ciał na cmentarzu żydowskim. Warto również przyjrzeć się z bliższa samej Wandzie Gruz, zwanej „Krwawą”. Była ona prokuratorem, która oskarżała w wielu głośnych i dużych publicznych procesach skazując wielu „wrogów narodu” na śmierć. Historia Wandy może być oparta na biografii rzeczywistych postaci, jak np. Julii Brystygierowej – Krwawej Luny, czy stalinowskiej prokurator Haliny Wolińskiej-Brus.
Losy „żydowskiej zakonnicy” to nieodosobniony przypadek. Tutaj znowu można znaleźć autentyczne postaci, które przeżyły podobną historię. Jedną z nich jest
ks. Romuald Jakub Weksler-Waszkinel, który to po 12 latach posługi kapłańskiej dowiedział się, że jest Żydem.
W filmie także pojawia się chłopak (Dawid Ogrodnik), który od pewnego momentu można powiedzieć towarzyszy obydwu bohaterkom w ich podróży, ale nie tylko. Po samobójstwie Wandy, Ida w pewnym sensie, próbuje życia przy tym chłopaku. Staje na miejscu swojej ciotki, „w jej butach” dosłownie i w przenośni. Doświadcza zwykłego życia większości ludzi. Co jednak ostatecznie wybiera … ?
Ludzie są tylko małym elementem świata, który ich przytłacza.
Barbara Hollender
Opracował: Jakub Rogoziński