„Sztuka nieustannie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie”
To już tradycja, że w każdy drugi wtorek miesiąca odwiedzamy tuchowskie Kino Promień, by chociaż przez moment obcować z szeroko rozumianą sztuką filmową, a to wszystko odbywa się ramach projektu „Tuchowskie horyzonty sztuki filmowej”. Spotkanie, które odbyło się 10 marca wymagało od nas bycia uważnym i zaangażowanym nieustanie, ponieważ tylko w taki sposób mogliśmy dobrze odebrać i zrozumieć film przygotowany na to spotkanie.
Zanim o filmie warto przywołać obraz Pietera Bruegla, który nosi tytuł „Droga Krzyżowa” i od którego zaczęliśmy nasze wtajemniczenie. I już na tym etapie mamy pewien paradoks, tytuł mówi nam o męce Chrystusa, a więc to Jego cierpienie powinno być wyeksponowane. Bruegel jednak przedstawia postać Jezusa w bardzo małych rozmiarach, wręcz ukrywa go w obrazie, co sprawia, że na pierwszy rzut oka jest niezauważalny, dopiero po chwili dostrzegamy jego sylwetkę.
Bruegel to szesnastowieczny malarz niderlandzki, który specjalizował się w malowaniu obrazów, które przedstawiają raczej sceny z życia codziennego prostego ludu. Wspomniany już obraz można podzielić na trzy części i tak pierwsza z nich, od lewej przedstawia otoczone murem miasto, po prawej widzimy wzgórze Golgota, natomiast w samym centrum obrazu dostrzegamy pewien absurd – wiatrak znajdujący się na szczycie dość wysokiej i stromej skały. Artysta przenosi ostatnią drogę Jezusa z Jerozolimy do Flandrii, czyli w czasy jemu współczesne, bo to właśnie wtedy jego ojczyzna ciemiężona była przez Hiszpanów. Ukazuje tłumy ludzi, którzy podążają za skazańcem na miejsce, gdzie ma umrzeć. Pieter Bruegel ukazuje Chrystusa, jako heretyka, który prowadzony jest na zagładę przez katolickich Hiszpanów.
Po takiej analizie można mówić dopiero o filmie, czyli „Młynie i Krzyżu” w reżyserii Lecha Majewskiego. Jest to – jak dla mnie – nietypowy film, bo to nic innego jak „wejście w obraz”, wniknięcie w jego strukturę, w historię, którą opowiada i doświadczenie jej na własnej skórze. To film, który w dużej mierze został stworzony przy użyciu grafiki komputerowej i dobrze zaplanowanego montażu. Mało tego, to produkcja oparta na tym właśnie obrazie dotyka aktualnych rzeczy, bo oglądamy ten film w czasie Wielkiego Postu, w czasie, kiedy w sposób szczególny mamy zatrzymać się i pomyśleć nad własnym życiem i przygotować się do obchodzenia Misterium Męki Pańskiej. Co za wspaniałe wyczucie czasu.
„Młyn i Krzyż” to adaptacja filmowa opierająca się na naukowej książce Michaela Gibsona, która poświęcona jest obrazowi „Droga Krzyżowa” namalowanego przez Pietera Bruegla. Gibson poddaje w niej wnikliwej analizie i interpretacji wspomniany wcześniej wielokrotnie obraz.
Oglądając film, można powiedzieć, że śledzimy „ruchy pędzla”, które czyni artysta, widzimy postacie, które ubierają odpowiednie stroje, przyjmują właściwe pozycje, postawy, jesteśmy totalnie pochłonięci przez obraz. Warto, a nawet trzeba zwrócić uwagę na symbolikę w tej adaptacji filmowej. Mamy młyn, który góruje nad resztą otoczenia i tworzy pewnego rodzaje oś, wszystko zmierza do niego, ma jakiś punkt wspólny. Młynarz to nikt inny jak sam Bóg, który mieli ziarno na chleb życia, spogląda na swój świat z góry. Miasto, a w zasadzie jego mury symbolizują tutaj krąg życia, a obok niego rośnie drzewo życia. Po drugiej stronie, jak łatwo można się domyślić znajduje się krąg śmierci. Tu także, znajduje się drzewo, ale ono nie ma nic wspólnego z życiem, co dobitnie podkreśla końska czaszka znajdująca się pod nim.
Później odkryłem filozofię Bruegla… To był niekończący się świat… odkryć dla mnie. Odkrywałem język symboli, którego używał.
Lech Majewski
Wszyscy dobrze znamy finał Drogi Krzyżowej Jezusa, ta wędrówka w sposób widzialny zakończyła się na Golgocie, w sposób niewidzialny trwa do dziś, bo On każdego dnia umiera za ciebie, za mnie i za każdego człowieka. Na obrazie Chrystus jest ukryty, pomimo tego, że jest najważniejszy, a schowany jest, dlatego, żeby się wysilić, bo w życiu bardzo łatwo można go przeoczyć. Miej oczy otwarte i zawsze poszukuj…
Opracował: Jakub Rogoziński